Lázeňské oplatky – przekąska, która „leczy”

lazenske-oplatky

Lázeňské oplatky – opłatki uzdrowiskowe – to nie tylko przysmak. To smakowa kronika sanatoryjnej tradycji, symbol nieco zanikającego, ale wciąż pielęgnowanego stylu życia. Nie mają nic wspólnego z religijnymi opłatkami, choć łamie się je równie ceremonialnie. Można je kupić na ulicy, w kawiarni, a nawet przez automat. A mimo to wciąż mają w sobie coś z luksusu minionej epoki. Może przez ich delikatność, może przez pamięć o czasach, kiedy jedzenie czegoś słodkiego w sanatorium było niemal grzechem.

Dziś, choć uzdrowiska zmieniają się w kurorty wellness, a goście częściej piją latte niż wodę z Vřídla, lázeňské oplatky nadal trzymają się dzielnie. Mają swoich fanów, swoje legendy, swoich producentów z tradycjami i tych nowych, co eksperymentują ze smakiem i formą. O tym właśnie jest ta opowieść. I jak każdy porządny opłatek – najlepiej smakować ją powoli.

Skąd się wzięły lázeňské oplatky?

Pierwsze wzmianki o lázeňskich oplatkach pojawiają się już w XVII wieku, choć ich forma była wówczas dość odległa od dzisiejszej. Cienkie, waflowe krążki, często posypane cukrem i cynamonem, serwowano pacjentom kuracji wód mineralnych jako lekką przekąskę, która miała nie obciążać żołądka. Ich właściwości zdrowotne były wątpliwe, ale szybko zyskały status “przysmaku uzdrowiskowego” – czegoś na pograniczu przyjemności i zaleceń dietetycznych.

W XIX wieku, wraz z rozwojem mody na podróże sanatoryjne i błyskotliwym rozkwitem Karlowych Warów, Mariańskich Łaźni czy Franciszkowych Łaźni, lázeňské oplatky weszły do uzdrowiskowego kanonu. Produkowano je ręcznie, przy pomocy specjalnych żeliwnych form, przypominających nieco te do opłatków bożonarodzeniowych. Każdy egzemplarz był nieco inny – jak odcisk palca.

Pod koniec XIX wieku zaczęły powstawać wyspecjalizowane manufaktury. Jedną z najsłynniejszych była firma Kolonáda z Karlowych Warów, której marka przetrwała do dziś. To właśnie wtedy opłatki zyskały swój charakterystyczny wygląd – dwa cieniutkie krążki sklejone aromatycznym nadzieniem, najczęściej waniliowym, orzechowym, czekoladowym lub cynamonowym. Ich wygląd był niemal tak samo ważny jak smak – opłatki dekorowano wytłaczanymi motywami architektonicznymi, symbolami uzdrowiska, a czasem nawet nazwiskiem producenta.

Popularność uzdrowiskowych słodkości

Lázeňské oplatky szybko wyszły poza mury uzdrowisk. Stały się symbolem nie tylko uzdrowienia ciała, ale też luksusu, wyciszenia, dobrego wychowania. W okresie międzywojennym były modnym upominkiem, przywożonym przez kuracjuszy do domów. Równie popularny, jak dzisiejsze magnesy na lodówkę. Kto wracał z Karlowych Warów bez opłatków, ryzykował rodzinną awanturę.

Z czasem pojawiły się też wersje produkowane na cały kraj a nawet dalej! Ale i tak największy urok miały te “ciepłe”, prosto z maszynki, podane w papierowej torbie z nadrukiem kolonady. Ich świeżość, kruchość i aromat to coś, czego nie da się zapomnieć. Wielu Czechów wspomina, że właśnie zapach opłatków przywołuje najintensywniejsze wspomnienia z dzieciństwa.

Lázeňské oplatky dzisiaj

Dzisiejsze lázeňské oplatky to już nie tylko tradycyjne waniliowe krążki. W ofercie znajdziemy smaki kawowe, karmelowe, kokosowe, jagodowe, a nawet z likierem lub chili. Niektóre firmy – jak wspomniana Kolonáda – eksportują je za granicę. Inne, jak lokalna produkcja z Luhačovic, skupiają się na ręcznym wypieku i sprzedaży na miejscu.

Co ciekawe, opłatki zaczęły pojawiać się także w zupełnie nowych kontekstach. Są używane jako elementy deserów w restauracjach fine dining. Powstają z nich mini torciki. Pojawiają się na weselach, w paczkach prezentowych, a nawet jako nośnik… oświadczyn. W 2022 roku media obiegła historia mężczyzny, który w środku opakowania umieścił pierścionek zaręczynowy. Ukochana podobno powiedziała “ano”. Jednym z bardziej rozpoznawalnych miłośników opłatków był Václav Havel, który w czasie swoich wizyt w Karlowych Warach zawsze kupował je “na zapas”, z przeznaczeniem dla gości zagranicznych.

Istnieje nawet nieoficjalny ranking czeskich miast według jakości opłatków. Niektórzy uważają, że najlepsze są w Teplicach, inni przysięgają na te z Františkových Lázní. Wśród lokalnych sprzedawców krążą też opowieści o turystach, którzy wracają po latach do “tej samej budki”, by odnaleźć smak dzieciństwa.

Dziś, gdy w Karlowych Warach zamiast rosyjskich elit pojawiają się głównie Azjaci z aparatami, a w Mariańskich Łaźniach więcej jest hoteli niż łazienek mineralnych, lázeňské oplatky nadal się kręcą w żeliwnych maszynkach. Nadal pachną tak samo. Nadal łamią się z tym samym dźwiękiem. I może właśnie dlatego przetrwają. Bo w świecie, który zmienia się z dnia na dzień, cienki, słodki krążek – zawsze taki sam – jest czymś na kształt kotwicy dla kolejnych pokoleń kuracjuszy.